W domu misyjnym St. Augustin k/Bonn dnia 7 maja 2010 odszedł do Pana - misjonarz, który niemal 50 lat kapłaństwa przepracował w Papui Nowej Gwinei.
O. Ernest Tomasz Golly urodził się 21 grudnia 1933 roku w Cisowej/Opolskie jako syn Józefa i Anny z domu Przybylla, wychował się z czworgiem rodzeństwa w religijnej atmosferze. Po 6 latach szkoły podstawowej w Cisowej zgłosił się na początku września 1946 roku do Misjonarzy Werbistów do Nysy. 8 września 1950 roku rozpoczął nowicjat w Pieniężnie, gdzie studiował też filozofię i teologię. 8 września 1958 roku złożył śluby wieczyste i 1 lutego 1959 roku przyjął święcenia kapłańskie. Mszę świętą prymicyjną odprawił w swej ojczystej parafii w Cisowej 7 czerwca.
Pierwszy rok po święceniach przepracował jako nauczyciel w reaktywowanym niższym seminarium duchownym księży werbistów w Nysie i jako wikariusz w werbistowskiej parafii pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej. W następnym roku otrzymał w czasie uroczystego nabożeństwa pożegnania misjonarzy w St. Augustin z rąk Ojca Generała Jana Schuette SVD krzyż misyjny z przeznaczeniem do Papui Nowej Gwinei.
Najbliższe miesiące spędził w Liverpoolu na nauce języka angielskiego, a 25 sierpnia 1961 roku wyruszył statkiem pasażerskim "Oceania" z Genui do Melbourne w Australii, gdzie przybył 23.09.1961.
Na swoją "Ziemię Obiecaną" - Papua Nowa Gwinea poleciał samolotem w uroczystość Świętego Michała Archanioła 29 września 1961
Po przybyciu do Papui Nowej Gwinei (23 września 1961) odbył sprawnie kurs wprowadzający do języka pidgin-english i kultury w miejscowości Alexishafen. Swe pierwsze duszpasterskie kroki poczynił już trzy miesiące później w Saidor gdzie był wikariuszem /sytczeń 1962/.
Mieszkał w Gumbi u O. Ottenheyma (1915-1965). Początki nie były łatwe w tej górzystej okolicy zamieszkałej przez 6000 ludzi mówiących 13 językami plemiennymi i wyznającymi kult cargo. W latach 02.09.1964 zaczął pracować na placówce Bundi /4 tyś. metrów n.p.m/. Ta stacja znana była ze swej angielskiej szkoły, którą kilka lat wcześniej założył jego australijski współbrat Michael Morrison. O. Golly poświęcił się przede wszystkim szkoleniu 43 katechetów, by wraz z nimi móc opiekować się 7 tysiącami mieszkańców i dwudziestoma stacjami bocznymi.
Pisał objaśnienia do katechizmu. Od lipca do grudnia 1966 w Nemi pod Rzymem. Po kursie w Nemi od 02.03.1967 prowadził rekolekcje dla nauczycieli i katechistów w Kwanga nad rzeką Ramu, a później w całej diecezji Alexishafen.
Od 31 października 1967 r. na parafii w Utu, do której przydzielono Wararuk, byłą parafię o. R.Nowaka: 17 stacji leśnych, silny kult cargo, brak katechetów: urządzał kursy katechetyczne.
1 listopada 1970 roku ciężkie trzęsienie ziemi nawiedziło tę stację. Jesienią 1972 udał się ponownie do Saidor, gdzie już przed 8 laty był wikariuszem (do 1981). W hali służącej do wielu zadań kształcił katechistów i prowadził rekolekcje. Potem spędził dwa lata w Bogia (1981/83). Tu zaangażował się w działalność na rzecz Legio Mariae i publikował wiele materiałów pomocnych przy dalszym kształceniu legionistów (1991/93). Od 1993 roku był proboszczem młodej parafii "Our Lady of Perpetual Help" w Madang-Yomba.
W 2009 roku obchodził Złoty Jubileusz Kapłaństwa. Świętował go w swej rodzinnej parafii w Cisowej i w czasie spotkania misjonarzy werbistów w Pieniężnie. Był jeszcze pełen wigoru. Powrócił do swej pracy misyjnej w Papui Nowej Gwinei.
Dlatego pełnym zaskoczeniem dla nas była wiadomość sprzed niespełna miesiąca, że w stanie krytycznym, z rozpoznanym nowotworem żołądku z przerzutami przyjechał do Europy. Zmarł 7 maja 2010 roku na oddziale chorych w misyjnym seminarium duchownym księży werbistów w St. Augustin. W przeddzień odwiedzili go jego najbliżsi krewni. Prosił ich, by pomodlili się w tej intencji, by Bóg przyjął ofiarę jego życia.
O. Golly był gorliwym kapłanem zakonnym. Szedł za przykładem swego świętego Założyciela Arnolda Janssena i jego towarzyszy oraz pierwszego misjonarza-werbisty, Józefa Freinademetza. Szukał woli Bożej i żył zgodnie z nią. Zawsze i wszędzie był "hard working missionary", jak określił go jego prowincjał. "Diabłowi nie dawał żadnej szansy!"
O. Golly tłumaczył i publikował wiele liturgicznych, homiletycznych i hagiograficznych tekstów. W pracy duszpasterskiej zależało mu na tym, by ludziom nieść ubogacającą wiarę. Ci, którzy z bliska przyglądali się jego 50-letniej pracy misyjnej, podkreślają, że słowo "misja" a przede wszystkim słowa Jezusa: "Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody..." nie były dla niego pustym brzmieniem.
Był przekonany, że tylko prawda Ewangelii przynosi ludziom wolność. W swym postępowaniu usiłował naśladować naszych świętych założycieli Arnolda i Józefa. We wszystkich szukał woli Bożej. Przetłumaczył na miejscowy język wiele tekstów liturgicznych, homiletycznych, hagiograficznych i katechetycznych. Pozostawił też po sobie niecodzienną autobiografię w postaci 160 listów misyjnych pisanych systematycznie w ciągu półwiecznej pracy w Papui Nowej Gwinei.
Pogrzeb o. Ernesta odbył się 11 maja 2010 roku w kościele seminaryjnym w St. Augustin. Spoczął na zakonnym cmentarzu obok wielu znanych misjonarzy.
opr. O. Alfons Labudda SVD
Gerhard LESCH
Superior Delegatur; Arnold-Janssen-Str. 32; 53757 Sankt Augustin
Tłum. O Tadeusz Panek
źródło: Misjonarze Werbiści
więcej zdjęć w Galerii Foto
Wspomnienie o. Gerharda Lescha SVD z Sankt Augustin
13 kwietnia O. Golly przybył po uciążliwej podróży do Frankfurtu. Wielki Post i Wielkanoc obchodził jeszcze w swojej parafii Yomba, w archidiecezji Madang. Potem dał się zbadać kilku lekarzom. Wszyscy mu radzili, by udał się jak najszybciej do Europy, tam się zbadał i poddał opiece lekarskiej.
O. Golly wiedział, jak poważna i ciężka jest jego choroba. Ufał modlitwie swoich parafian, przede wszystkim za wstawiennictwu Franka Duffa (1889-1980), irlandzkiego założyciela katolickiej organizacji świeckich Legio Mariae, której członkowie i członkinie w Papui Nowej Gwinei zanosili doń modły o pomoc i uzdrowienie. 27 kwietnia O. Golly przyjął sakrament namaszczenia chorych, by móc znieść swe bóle i swą chorobę. Był on przykładem nadziei i cierpliwości, wdzięczny wielu ludziom za modlitwy. Ofiarował swe życie świadomie za ludzi w Papui Nowej Gwinei.
O. Golly pochodził z głęboko wierzącej rodziny na Górnym Śląsku. Był synem Józefa i Anny Golly, z domu Przybylla, wychował się z czworgiem rodzeństwa w religijnej atmosferze. Po 6 latach szkoły podstawowej w Cisowej zgłosił się na początku września 1946 roku do Misjonarzy Werbistów do Nysy. 8 września 1950 roku rozpoczął nowicjat w Pieniężnie, gdzie studiował też filozofię i teologię. 8 września 1958 roku złożył śluby wieczyste i 1 lutego 1959 roku przyjął święcenia kapłańskie. Mszę świętą prymicyjną odprawił w swej ojczystej parafii w Cisowej 7 czerwca.
Na początku O. Golly był nauczycielem w Niższym Seminarium w Nysie, jednocześnie wikarym w parafii prowadzonej przez werbistów. W następnym roku przybył do Sankt Augustin wraz z przeznaczeniem misyjnym do Nowej Gwinei. Tu miało miejsce uroczyste rozesłanie misjonarzy dokonane przez Ojca Przełożonego Generalnego Johannesa Schütte. By przygotować się do swej pracy misyjnej wziął udział w kursie języka angielskiego w Liverpool. 25 sierpnia 1961 roku wyruszył na pokładzie "Oceanii” z Genui do Sydney.
Po przybyciu do Papui Nowej Gwinei (29 września 1961) odbył sprawnie kurs wprowadzający do języka i kultury. Miał on miejsce w Alexishafen. Swe pierwsze duszpasterskie kroki poczynił już trzy miesiące później w Saidor. Mieszkał w Gumbi u O. Ottenheyma (1915-1965).
Początki nie były łatwe w tej górzystej okolicy zamieszkałej przez 6000 ludzi mówiących 13 językami plemiennymi i wyznającymi kult cargo. W latach 1964/66 pracował Bundi. Ta stacja znana była ze swej angielskiej szkoły, którą kilka lat wcześniej założył jego australijski współbrat Michael Morrison. O. Golly poświęcił się przede wszystkim szkoleniu katechistów, by wraz z nimi móc opiekować się 7 tysiącami mieszkańców i dwudziestoma stacjami bocznymi.
Pisał objaśnienia do katechizmu. Po kursie w Nemi (1966) prowadził rekolekcje dla nauczycieli i katechistów w Kwanga nad rzeką Ramu, a później w całej diecezji. W latach 1967-1972 pracował w Utu i jego 17 stacjach bocznych. Najważniejszą częścią jego działalności było kształcenie katechistów. 1 listopada 1970 roku ciężkie trzęsienie ziemi nawiedziło tę stację.
W 1972 udał się ponownie do Saidor (do 1981). W hali służącej do wielu zadań kształcił katechistów i prowadził rekolekcje. Potem spędził dwa lata w Bogia (1981/83). Tu zaangażował się w działalność na rzecz Legio Mariae i publikował wiele materiałów pomocnych przy dalszym kształceniu legionistów (1991/93). Od 1933 roku był proboszczem młodej parafii "Our Lady of Perpetual Help” w Madang-Yomba.
O. Golly był gorliwym kapłanem zakonnym. Szedł za przykładem swego świętego Założyciela Arnolda Janssena i jego towarzyszy oraz pierwszego misjonarza-werbisty, Józefa Freinademetza. Szukał woli Bożej i żył zgodnie z nią. Zawsze i wszędzie był "hard working missionary”, jak określił go jego prowincjał. "Diabłowi nie dawał żadnej szansy!”
Pojęcie "misja” (łac. posłannictwo) miało dla niego kluczowe znaczenie. Duszą i ciałem poszedł za misyjnym nakazem Chrystusa. Nic nie mogło go powstrzymać od pełnienia tego nakazu: ani bezdroża górskich regionów, ani obce ryty i kulty, zwyczaje i obyczaje, które zniewalały ludzi. Był przekonany, że prawda Chrystusa może ludzi wyzwolić!
O. Golly tłumaczył i publikował wiele liturgicznych, homiletycznych i hagiograficznych tekstów. W pracy duszpasterskiej zależało mu na tym, by ludziom nieść ubogacającą wiarę.
Wraz z krewnymi i przyjaciółmi sprawować będziemy we wtorek, 11 maja, o godz. 14:00 w Sankt Augustin Mszę św. upamiętniającą Zmartwychwstanie. Następnie będziemy towarzyszyć naszemu drogiemu Zmarłemu w jego ostatniej drodze na miejsce spoczynku.
Misjonarze Werbiści dziękują mu za jego wierną służbę w winnicy Pana w Papui Nowej Gwinei. Boleją wraz z młodym Kościołem archidiecezji Madang, która znów straciła dobrego pasterza. Dziękują także jego krewnym i dobrodziejom, którzy go wspomagali i wspierali.
Wraz z nim byli w ten sposób misjonarzami w Papui Nowej Gwinei. R+I+P
Z listow O. Ernesta Gollego svd - Nemi
Nemi 31.05.1966
Jak widzicie jestem już na wakacjach poza Nową Gwineą. Wyjechałem w niedzielę rano 22 maja. Wieczorem byłem w Sydney w Australii, gdzie zostałem aż do środy. Poszedłem tam do Polskiego Konsulatu, gdzie dowiedziałem się, że mam poczekać parę miesięcy, a może wtedy otrzymam wizę do Polski. W środę odleciałem z Sydney do Rzymu .Samolot miał przystanki w Darwin/Australia/, w Singapurze, w Kalkucie i Karaczi /Indie/. Odlecieliśmy o 12.30 z Sydney, a następnego dnia w czwartek rano o 7.30 byliśmy w Rzymie. Lecieliśmy, licząc przystanki 25 godzin /czas rzymski jest 8 godzin w tyle od czasu w Sydney, to znaczy, że słońce w Australii wschodzi o 8 godzin wcześniej/.
W Rzymie pojechałem zaraz do domu Ojca Generała z naszego zgromadzenia, gdzie spotkałem dwóch współbraci z polskiej prowincji, których jeszcze znam z Pieniężna, a którzy teraz studiują na uniwersytecie w Rzymie. Dziwili się, że mnie znów zobaczyli, zwłaszcza z moją brodą. Przybyłem też zaraz tu do Nemi, ale bracia, którzy są tu w tercjacie byli w innym domu na rekolekcjach, dlatego udałem się z powrotem do naszego domu w Rzymie. W piątek byłem w Bazylice św. Piotra i załatwiłem bilet na dalszą podróż. W sobotę wróciłem do Nemi.
Nemi jest domem dokąd wszyscy młodzi ojcowie /7 lat po święceniach/ przyjeżdżają na 6 miesięcy nauki, a raczej aby zapoznać się ze wszystkimi nowymi prawdami oraz dekretami kościoła i soboru powszechnego. W sobotę wrócili ojcowie z rekolekcji, którzy są tu na kursie. Ojciec Bernard Holewa gdy mnie zobaczył, patrzył i nie rozpoznał mnie z powodu mojej brody, tak samo dwaj inni współbracia, którzy byli razem ze mną w Pieniężnie. Zostałem tu w czasie świąt Zesłania Ducha św. Wspominaliśmy stare czasy z Cisowej oraz Pieniężna. Ojciec Holewa niewiele się zmienił - jest tak jak dawniej pełen energii, optymizmu i ducha bożego. Opowiadał mi o swojej pracy w ciągu ostatnich 8 lat. Jestem pełen podziwu dla niego .Obecnie czeka na odpowiedź konsulatu - też czeka na wizę. Spędziłem tu także miłe chwile z ojcem Tyczką, który zawsze był jednym z moich najlepszych kolegów podczas studiów. Także w Nemi jest lubiany przez wszystkich. Mówił mi o moim bracie Engelbercie, gdyż był jego przełożonym w Chludowie. Powiedział mi, że był on jednym z najlepszych kandydatów, których mieli w Chludowie, był przykładem dla wszystkich, wzorem zakonnika. Ojciec Tyczka jest przekonany, że obecnie Engelbert będąc w niebie nie zapomina o Chludowie. Podobno zgłasza się teraz wielu młodzieńców, którzy chcą zostać braćmi misyjnymi.
Jutro rano udaję się do Rzymu a potem o 13.50 lecę do Niemiec.
St.Augustin 03.06.1066
Odleciałem z Rzymu z opóźnieniem. Lecieliśmy nad Szwajcarią. Szczyty gór były pokryte śniegiem, którego przez 5 lat nie widziałem. Było już po godzinie 5 gdy wylądowaliśmy w Dusseldorf. Pojechałem do St.Augustin. Mam tu niektóre sprawy do załatwienia, a potem będę odwiedzał krewnych i znajomych.
Nemi 04.12.1966
Dalsza część mojego dziennika.
22.09 - moi współbracia z Nemi udali się na wycieczkę do Subiaco, gdzie św. Benedykt żył jako pustelnik, następnie do Tivoli - sławnych źródeł oraz Fraskati, gdzie popijali wino. Ja w tej wycieczce nie brałem udziału bo w tym dniu przyjechało do Rzymu trzech współbraci z Polski, którzy byli w drodze do Nowej Gwinei. Spędziłem z nimi miłe chwile oglądając Wieczne Miasto i słuchając opowiadań o znajomych.
24.09 - zaczęliśmy trzecią część naszych 30-dniowych rekolekcji w Mondo Migliore. Jest to ośrodek stworzony przez o. Lombardiego oraz papieża Piusa XII. Celem jest stworzenie lepszego świata. Nasza grupa składa się z księży, sióstr zakonnych, braci zakonnych i ludzi świeckich. Nie wolno nam było milczeć. Wykłady trwały krótko, a potem musieliśmy na dany temat dyskutować. Nawet w przerwach musieliśmy roztrząsać podane tematy. Po tygodniu wspólnego omawiania problemów, wspólnej rekreacji i modlitwy byliśmy zgraną grupą, przekonani, że w przyszłości nie powinniśmy żyć zapatrzeni w siebie, ale powinniśmy być aktywnymi członkami wspólnoty Chrystusowej.
02.10 - oglądaliśmy film o pewnym mężczyźnie, który prawie całe życie spędził w więzieniu. Dla zabicia czasu zaczął zajmować się kanarkami i stał się w ten sposób specjalistą od chorób ptaków.
03.10 - zaczęliśmy dwutygodniowe wykłady dotyczące teologii moralnej. Dziwiliśmy się, że teologowie patrzą teraz inaczej na wiele problemów ludzkich. A więc i my możemy być teraz łagodniejsi i bardziej ludzcy.
06.10 - byliśmy w Asyżu, w miejscu działania św. Franciszka. Oby Kościół dzisiejszy miał znów takiego świętego.
12.10 - byliśmy na audiencji u Ojca św. w bazylice św. Piotra. Było nas chyba 20 tys. ze wszystkich stron świata. Przy takiej okazji można zobaczyć jak wielki jest nasz Kościół.
17.10 - wykłady rozpoczął sławny profesor Goldbrunner. Razem z nim roztrząsaliśmy problemy katechetyki, teologii pastoralnej i psychologii. Nadziwić się nie mogłem, że w ostatnich czasach tak wiele się zmieniło w światopoglądzie katolickim.
20.10 - przybyło czterech nowych współbraci udających się do Nowej Gwinei. Dołączyli do pozostałych. Przez pół roku będą się uczyli języka angielskiego w Australii, a potem zaczną pracować w Nowej Gwinei. Będzie to wielka pomoc dla nas już tam pracujących.
23.10. - niedziela misyjna. Przybył tu kardynał Agagianin, który jest najwyższym przełożonym wszystkich przedsięwzięć misyjnych kościoła. Odprawił w naszym kościele uroczystą mszę św.. Dziękował nam też za naszą pracę, życzył dalszych powodzeń. Byli tu wtedy ci czterej bracia z Polski oraz dwaj inni w drodze do Ghany. Z nimi rozmawiał po rosyjsku i cieszył się bardzo, że Polska włączyła się w to wielkie dzieło misyjne.
W święto Wszystkich Świętych pojechaliśmy na sławny cmentarz rzymski Campo Verano. Na tym cmentarzu stoją wielkie, piętrowe gmachy. Grzebie się tu zmarłych w grubych ścianach. W tym dniu cały cmentarz był pięknie ozdobiony kwiatami i światłami.
03.11 - byłem w EUR. Jest to przedmieście Rzymu, które Mussolini zaczął budować zupełnie w nowoczesnym stylu. Jest to ogromna różnica między starym Rzymem, a tym przedmieściem. W EUR dbają przede wszystkim o czystość.
08.11 - poszedłem na przechadzkę w pola. Rolnicy zwozili resztę zbiorów, zapach nowo zaoranej ziemi przypomniał mi moje młode lata w domu.
Potem mieliśmy jeszcze wykłady innych wybitnych profesorów o nowoczesnej filozofii, teologii pastoralnej i o psychologii. Przede wszystkim wykłady sławnego na cały świat profesora ks. Haringa o tym jak kapłan powinien zachować się w konfesjonale, Jego wykłady były bardzo wartościowe. Jedna pani profesor z Filipin zwracała nam uwagę na to, by starać się zrozumieć ludzi w niektórych sytuacjach życiowych np. zdarza się, że miłość przechodzi w nienawiść z powodu konieczności rozłączenia się.
08.12.1966
15.11 – byliśmy dwoma małymi autobusami we Viterbo gdzie w średniowieczu mieszkali także papieże. Można tam jeszcze zobaczyć wielką salę gdzie przez 33 miesiące obradowali kardynałowie nie mogąc dojść do porozumienia przy wyborze papieża. Mieszkańcy rozebrali im dach i zabarykadowali drzwi, pomagając im w ten sposób w podjęciu decyzji. Z Viterbo pojechaliśmy do Orvieto. Jest tam wielka bazylika na cześć Krwi Pańskiej. Cała fasada to tylko mozaika i reliefy.
17.11 – byłem na godzinnej pogadance u Ojca Generała. Opowiadałem mu o pracy misyjnej na Nowej Gwinei, o jej trudnościach i co by można było zmienić. Rozumiał mnie dobrze bo sam był misjonarzem. Podczas ostatniego soboru był znaną osobistością. Często przemawiał w auli soborowej. Był także jedynym, który otrzymał ogromna ilość głosów, gdy wybierano członków do poszczególnych komisji. Został przewodniczącym komisji do spraw misyjnych i w ten sposób oddał wielkie usługi kościołowi wskrzeszając ducha misyjnego u niejednego biskupa. Miał dla nas parę wykładów na temat dekretu o misyjnej czynności kościoła.
Przed dwoma tygodniami mieliśmy tu komisję planującą czytanie lekcji i ewangelii podczas mszy św. na okres trzech lat.
21.11 – wieczorem ucztowałem w moim pokoju razem z dwoma współbraćmi z Polski, których znam z czasów moich studiów, a którzy przybyli tutaj w drodze do Ghany. Okazją był dzień ślubu mojej siostry w domu. Bardzo chciałem być w tym dniu z moimi bliskimi, ale mi się nie udało. Siedzieliśmy więc tu w Nemi i wspominaliśmy dawne czasy. Czasem miałem trudności wysławiania się po polsku, gdyż w ciągu ostatnich lat nie miałem okazji rozmawiania po polsku.
27.11. – niedziela. Był to pogodny dzień. Jeden współbrat z Ameryki zabrał nas samochodem nad morze do Anzino i Nettuno. Chociaż woda była zimna jednak na plaży byli ludzie korzystający z promieni słońca. Byliśmy w domu, gdzie morderca zaatakował Marię Goretti oraz w kościele gdzie spoczywają jej zwłoki . Wielu ludzi przychodziło, żeby się pomodlić do tej świętej. W Nettuno zobaczyliśmy amerykański cmentarz wojskowy. Nie liczyłem grobów, ale jest ich tam chyba dziesiątki tysięcy. W tej bowiem okolicy wylądowały siły aliantów na brzeg chcąc zaatakować siły hitlerowskie, które były jednak na to przygotowane. Walka trwała parę tygodni. Słyszałem, że ponad 70 tysięcy żołnierzy amerykańskich straciło życie, nie licząc polskich, angielskich, francuskich.
W zeszłym tygodniu mieliśmy 6 wykładów o sprawach finansowych. Pieniądz jest wielkim czynnikiem w życiu człowieka nie wyłączając misjonarza. Jest dobrze, że słyszymy coś o tym od specjalistów. Każdy grosz ma dla nas dużą wartość i nie powinno się go niepotrzebnie wydawać.
W ostatni czwartek byłem znów w mieście. Przy okazji poszedłem do Zamku Anioła. Był on aż do utraty państwa kościelnego twierdzą obronną papieży. Jest to rzeczywiście coś ogromnego. Jest tam teraz muzeum, gdzie można zobaczyć różne rzeczy: miecze, miotacze kamieni, armaty..... Myślałem sobie jak to dobrze, że papież nie jest już monarchą wielkiego państwa, i nie potrzebuje bezpośrednio być wmieszanym w walki. Chrystus posłał swoich apostołów i ich następców by głosili pokój , a nie wojnę.
Z okazji świąt Bożego Narodzenia jako uczeń Chrystusa życzę Wam pokoju i złączenia się z Chrystusem. Niech On przyjdzie do Was i z Wami zostanie przez cały Nowy Rok 1967.
Parafia św. Franciszka w Cisowej - dzielnica Kędzierzyna-Koźla - uroczyście obchodziła jubileusz 50-lecia kapłaństwa pochodzącego stamtąd ojca Ernesta Golly SVD.
O. Golly święcenia kapłańskie przyjął w 1959 r. w Pieniężnie, a dwa lata potem wyjechał na misje do Papui-Nowej Gwinei, gdzie pracuje do dziś. Pochodzi z pobożnej, tradycyjnej śląskiej rodziny – jego siostra Maria (zakonne imię s. Rufina) wstąpiła do służebniczek NMP w Leśnicy 60 lat temu. – Moja mama codziennie po dojeniu krów o czwartej rano szła albo jechała rowerem na Mszę do kościoła w Sławięcicach. Codziennie! Nic więc dziwnego, że ściągnęła błogosławieństwo na swój dom – wspomina o. Ernest.
Werbista z Cisowej był drugim – po zmarłym już o. Hubercie Fautschu – misjonarzem z Polski na Nowej Gwinei. Jest proboszczem parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Madang, stolicy prowincji i diecezji Madang, której arcybiskupem jest o. Wilhelm Kurtz SVD, pochodzący z podopolskiej Kępy. W całym kraju, liczącym nieco ponad 5 milionów mieszkańców katolików jest ponad milion. Kościół katolicki jest największy, ale jest też mnóstwo sekt wyciągających wiernych z Kościoła.
Szybko zaczęli Sobór Watykański II
Misjonarze katoliccy – ojcowie werbiści – na Nową Gwineę, drugą największą wyspę świata, przybyli w 1896 r. Obecnie siedmiu rdzennych mieszkańców – Papuasów jest werbistami. – Wiele powołań mamy z Indonezji i Filipin – informuje o. Golly. – Kiedy przyjechałem do Nowej Gwinei, zaczęliśmy pracować zgodnie z tym, co ustalał Sobór Watykański II. Nasz ówczesny biskup Adolf Noser był na Soborze i już z Rzymu nam posyłał wskazówki, co mamy wprowadzać. Tak więc nasz Kościół jest Kościołem Soboru w praktyce. Laikat jest mocno zaangażowany i odpowiedzialny za życie parafii. Przecież w każdej parafii ludzie mają dary i charyzmaty, tylko trzeba je umieć wykorzystać. Jeśli są wykorzystywane, to realizuje się królestwo Boże. Na Sądzie Ostatecznym Pan Bóg nas spyta, co zrobiliśmy z tymi darami – mówi o. Golly.
Jego parafia jest podzielona terytorialnie na pięć tzw. wspólnot podstawowych, które obierają lidera i organizują życie religijne na swoim terenie. W skład rady parafialnej wchodzą liderzy wspólnot podstawowych oraz ruchów religijnych. – Świeccy sami dbają o modlitwę, przygotowują liturgię, zajmują się młodzieżą. Wiele czasu poświęcam na pracę z katechetami, z liderami grup. Jeżeli się nie współpracuje z laikatem, to co to jest za Kościół? – pyta werbista od 48 lat pracujący na dalekiej wyspie w Oceanii. W parafii MB Nieustającej Pomocy w Madang działa 13 różnego rodzaju grup i ruchów religijnych. – Kościół tam dzięki Bogu jest żywy, ale materializm niestety też wkracza – opowiada o. Ernest Golly.
Legion – moi bracia i siostry
Decydującym, jak sam przyznaje, przeżyciem dla misjonarza było poznanie Legionu Maryi. Na Nową Gwineę sprowadził go bp Noser, który widział działanie tego ruchu, gdy był na misjach w Afryce. – Pamiętam, jak dziś, zaprosili mnie na zebranie w 1981 r. Świecki prowadzący powiedział: ojcze, w czasie spotkań nazywamy kobiety siostrami, a mężczyzn braćmi. Ja słucham, patrzę na moją białą skórę i na skórę tych ludzi. Patrzę na Weronikę – moja siostra, patrzę na Karola – mój brat. Jechałem samochodem z powrotem na stację misyjną i wciąż sobie myślałem: to ta Weronika to jest moja siostra, a ten Karol to jest mój brat. Byłem już księdzem od 23 lat, ale dopiero wtedy stałem się nim rzeczywiście. Zasadą Legionu Maryi jest, że patrzy się na drugiego człowieka, że to jest Chrystus. To mi bardzo dużo dało w moim życiu kapłańskim. To było dla mnie nawrócenie do rzeczywistego apostolstwa – wspomina o. Ernest Golly, który jest koordynatorem krajowym liczącego 80 tysięcy członków Legionu Maryi na Papui-Nowej Gwinei.
Całe życie jest cudem
– Dziękuję, że tu są ludzie, którzy sprowadzają błogosławieństwo. Jest ich więcej niż tych 10 sprawiedliwych, jakich szukał Pan Bóg w Sodomie i Gomorze. Codziennie chodzą do kościoła, a większość z nich z kryczką. Moja bratowa wczas rano się modli, o 3 po południu czy krowy ryczą, czy nie, ona tu klęczy i odmawia Koronkę do Miłosierdzia Bożego. A ilu jest takich, którzy cierpią, leżą w łóżkach i modlą się. Tu w Cisowej Pan Bóg jest ważny, niestety, nie dla wszystkich, ale na szczęście są ci, którzy ratują tę parafię – mówi o swojej rodzinnej Cisowej o. Ernest Golly. – Ja tego Pana Boga podziwiam. Cały czas, od małego seminarium czułem i nadal czuję się niegodny wybrania i łaski bycia kapłanem. Największym cudem jest więc to, że trwam w kapłaństwie! – odpowiada misjonarz z Cisowej na pytanie o największe osiągnięcie na misjach. – A emeryturę mam w niebie – rzuca na zakończenie z uśmiechem.
źródło:https://kosciol.wiara.pl/doc/491822.Pol-wieku-w-Nowej-Gwinei